Bohaterką dzisiejszej rozmowy z panią Agatą Bartoszek – szkolną bibliotekarką – jest pani Iwona Łoziczonek – nauczycielka religii w “Ekonomiku”. Jak sama mówi o sobie, jest “poszukiwaczką prawdy, tropicielką sensu w ciągłej pogoni za wartościami, z których buduje i siebie, i dom: tę gościnną przestrzeń, do której zaprasza zainteresowanych”. Najlepiej charakteryzuje ją określenie: „Całe życie w szkole…”, pewnie dlatego, że zawsze ceniła edukację, lubiła (i lubi) się uczyć; obecnie sama edukuje, a raczej wskazuje tropy, dzięki którym warto przecierać własne szlaki. Pani Iwona to absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wcześniej uczęszczała do II LO w Słupsku. Ma uprawnienia zawodowe do nauczania religii, etyki, filozofii, wiedzy o kulturze, ponadto jest zawodowym coachem i prowadzi młodzieżową grupę wsparcia w jednej ze słupskich szkół. Nie znosi tandety, półprawd, manipulacji. Jest typową personalistką – wolnościowcem, promotorką godności osobistej w czasach, które zdają się gubić to, co ważne i cenne. Krótko mówiąc: Mały Książę w sukience współczesności.
Agata Bartoszek: Kto i kiedy sprawił, że zaczęła Pani interesować się literaturą i sięgać po książki?
Iwona Łoziczonek: Jako maluszek obserwowałam zaczytanych rodziców. Pamiętam ten widok doskonale: czytając, byli jakby w innym świecie. Mama przez dłuższy czas pracowała w RSW Prasa-Książka-Ruch – firmie zajmującej się kolportowaniem prasy. Dzięki jej zawodowym kontaktom z księgarniami w domu ciągle pojawiały się niesamowite „zdobycze”. W czasach słusznie minionych, mimo posuchy, miałam więc dostęp do pereł wszelakich: gazetek dla dzieci i młodzieży, książeczek, książek, słowników, atlasów. Nie mogę także nie wspomnieć moich ukochanych Pań polonistek: zawsze były to moje idolki i mistrzynie.
Agata Bartoszek: Jakie były pierwsze tytuły, przy których śmiała się Pani i płakała?
Iwona Łoziczonek: Oczywiście „Sto Bajek” Brzechwy (znałam je na pamięć, ku uciesze rodziny i przedszkolanek), „Lokomotywa” Tuwima, „Królewna Śnieżka”. Bardzo długo królowały w moim sercu „Dzieci z Bullerbyn” mistrzowskiego pióra Astrid Lindgren. Jednak prawdziwy szok egzystencjalny wywołały we mnie „Baśnie” Andersena, odkryte być może przedwcześnie… Myślę, że to przez nie stałam się dziecięcym filozofem:), docelowo – wymagającym odbiorcą sztuki w wieku dojrzałym.
Chciałabym przy okazji tej podróży sentymentalnej oddać również hołd genialnym ilustratorom, często pozostającym w cieniu literatury. Na czoło wysuwa się Jego wysokość Jan Marcin Szancer – ekspresjonista, kolorysta, otwierający oczy dusz na majestat, prawdę, piękno… Umiejętność łączenia wzniosłości z lekkością to naprawdę artystyczny fenomen. Cenię jego charyzmę, a zarazem wielki szacunek dla niełatwego odbiorcy, jakim jest dziecko.
Agata Bartoszek: Czy miłość do książek szła u Pani w parze z czytaniem lektur szkolnych?
Iwona Łoziczonek: Tak. Nie miałam z tym problemu. Może dlatego, że darzyłam nauczycieli potężnym zaufaniem, byłam obowiązkowa. Ufałam, że to, co od nich otrzymuję jako zadanie, służy mojemu rozwojowi. Pewien rozdźwięk pojawił się w szkole średniej – jako młoda osoba zaczęłam odkrywać własny gust, oceniać po swojemu, także doceniać… Zdarzało się więc omijać opisy przyrody, przyznaję się. Zawsze zdawałam sobie jednak sprawę, że dla zdobycia ogłady niektóre rzeczy trzeba po prostu przetrawić, nie zawsze musi temu towarzyszyć odkrywcza euforia czy przysłowiowa eureka!
Agata Bartoszek: Które książki najbardziej wpłynęły na Pani myślenie o świecie i ludziach?
Iwona Łoziczonek: Już w szkole średniej zafascynowała mnie tajemnica człowieka: jego wielkość, granice, dramatyczna szarpanina między dobrem i złem. „Dżuma” A. Camusa zrobiła robotę, egzystencjalne ukąszenie pozostało na dobre… Kolejnym zwrotem były „Wyznania” św. Augustyna. Zaciekawiło mnie, że wiara nie musi być kojarzona z opresyjną tradycją, ale szczerością, sensownym wychyleniem osobowości w stronę prawdy. W dalszym okresie mojego życia nastąpiło zamierzone, zaplanowane zanurzenie w filozoficzny dyskurs: wybrałam studia zgodnie z pasją. Wspominam przejęcie, kiedy po raz pierwszy w uniwersyteckiej czytelni brałam do rąk dzieła Platona, Arystotelesa, Pascala, Tomasza z Akwinu… Choć teksty te przerastały moje ówczesne możliwości, czułam się, jakbym leciała w kosmos. Ważną, poniekąd przełomową lekturą, była “Miłość i odpowiedzialność” Karola Wojtyły. Dziwne i niesprawiedliwe jest to, że tak subtelny, wybitny pisarz został sprowadzony do poziomu kościelnego dziadka od kremówek… Przerażające. Przecież “Przed sklepem jubilera” czy “Tryptyk Rzymski” to maestria. A “Pamięć i tożsamość” czyta się jak instrukcję pięknego, godnego życia.
Agata Bartoszek: Jak Pani myśli, dlaczego uczniowie coraz mniej chętnie sięgają dziś po książki. Przecież na rynku wydawniczym nie brakuje dobrych tytułów…
Iwona Łoziczonek: To trudne pytanie. Staram się być daleka od oceniania, ponieważ nie wiem, dlaczego czyjaś droga wiedzie przez cudowną krainę wyobraźni, natomiast inni jej unikają. Wręcz jakby się jej boją, kojarząc w wysiłkiem, nudą, bezsensem. Z pewnością żyjemy w „kulturze obrazka”, silnych impulsów, nachalnej reklamy, w jakiejś zbiorowej pętli dopaminowej… Każdy sam musi odkryć, co mu służy, co jest dla niego dobre, rozwojowe, zbudować własną hierarchię potrzeb, wartości, ważności spraw.
Agata Bartoszek: No dobrze, to teraz pytanie konkretne i wymagające pojedynczej odpowiedzi: Jaka jest Pani książka życia i dlaczego nie da się o niej zapomnieć?
Iwona Łoziczonek: Bez dwóch zdań jest to Biblia. W trakcie jej lektury odkrywa się, że słowo nie tylko inspiruje, ale jest przedziwną, mądrą i czułą Obecnością. Przy czytaniu książek zwykle skupiam się na treści, podziwiam talent autora. Kiedy sięgam do Pisma Świętego, wiem, że zaraz coś się wydarzy, dostanę kolejny prezent, energię, paliwo, pouczenie i… nie doznaję rozczarowania. Dziwne uczucie bycia na łączu z prawdą, miłością, sensem, ale i recenzją własnego ego – bezcenne. To faktycznie tekst jakby „spoza nas”… Przekonana o jego wartości rozwojowej, mogę śmiało spojrzeć uczniom w twarz i najpiękniej jak potrafię zapraszać do źródła.
Agata Bartoszek: Po jaką tematykę sięga Pani najczęściej?
Iwona Łoziczonek: Lubię „siłownię duchową”, czyli literaturę ascetyczną, dzieła mistyków. Chętnie sięgnę do współczesnej powieści, o ile uwiedzie mnie talent pisarski autora, a tematyka – to wówczas kwestia drugorzędna. Po prostu lubię artystyczne zaskoczenia. Potrafi wchłonąć mnie zarówno reporterski mistrzowski sznyt Kapuścińskiego, jak też pościg za wyobraźnią młodych twórców. Wykluczam jedynie mroczne depresyjne klimaty – horrory, kryminały, to mi nie służy. Jestem szczęściarą, ponieważ mam wokół siebie zaprzyjaźnionych, wielce oczytanych miłośników słowa, korzystam z ich gustu i wstępnej selekcji. Do tego zacnego grona dołączyła niedawno… Pani Agata Bartoszek, z czego jestem niezmiernie zadowolona – szykuję się do jej „Miętówki”. Czuję, że będzie smakowita.
Agata Bartoszek: Jakie jest najmądrzejsze zdanie/przesłanie życiowe znalezione w książkach przez Panią przeczytanych?
Iwona Łoziczonek: Te mądrości są jak fale, ostatnio “niesie mnie” Psalm 131
Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza. (…)
Dotarcia do własnej harmonii, tego dostrojenia – życzę każdemu.
Agata Bartoszek: Jaką książkę i dlaczego podarowałaby Pani najbliższej osobie w prezencie?
Iwona Łoziczonek: Prezent powinien być trafiony, więc warto zastanowić się, co najbliższa osoba ceni, jakie ma zamiłowania, cele, wartości… Ponieważ chciałabym, aby każdy poczuł smak własnego życia, wypłynął na głębię własnych możliwości, myślę że zaryzykowałabym coś z serii charyzmatycznej pisarki, która przebojem zdobywa rynek i ‘youtuby’ – dr Agnieszki Kozak: książki “Mądra bliskość” lub “Mądra wdzięczność”… Oczywiście z dedykacją od autorki. Choć współcześnie roi się od filmików, poradników, ‘wujków dobra-rada’ wszelkiej maści, Pani Agnieszka ze swoim profesjonalizmem i ciepłem bije całe tematyczne towarzystwo na głowę. Polecam czytającym zajrzenie do naszej biblioteki szkolnej, posiadamy dwie niedawno wydane pozycje jej autorstwa.
Szczęścia i sensu zawsze warto się uczyć, a nawet brać z nich korepetycje!
Agata Bartoszek: Kto, według Pani subiektywnej opinii, był najciekawszym pisarzem na świecie?
Iwona Łoziczonek: Dotąd było tak miło gościć, ale to pytanie jest… okrutne 🙂 Możemy je pominąć, z szacunku do innych twórców? Jeśli nie, to niech będzie! Dostojewski, Słowacki, Wojtyła, genialni Twórcy i Myśliciele, Mistycy i Święci mi wybaczą… Tym naj jest dla mnie Norwid! Uwielbiam go za połączenie świata i wszechświata, talent, awangardę, profetyzm.
Rozmawiała: Agata BARTOSZEK
